środa, 28 sierpnia 2013

Rodział 10

-Oj! Co się stało? - Usłyszałam głos Noemi gdzieś przy drzwiach. Spojrzałam na nią tylko kątem oka, ale ona wiedziała już czemu płaczę, bo była moją przyjaciółką - Rodzice? - spytała dla upewnienia się i szybko podeszła do kanapy. -Al, spójrz na mnie - oderwałam się od Justina i przeniosłam moje zapłakane spojrzenie na nią - Oni nie chcieliby żebyś płakała, oni chcieliby żebyś była silna, żebyśmy obie były silne, racja? - skinęłam jej lekko głową a ona mocno mnie przytuliła.
___________________________

~miesiąc później~

Już od miesiąca jestem z Noemi w Kanadzie, Justin wrócił z nami ale od tamtego czasu nie dawał znaku życia. Dziś mamy jechać na pogrzeb mojej babci, z powrotem na Florydę. O jej śmierci dowiedziałam się dwa dni temu, lekarze nie byli w stanie zbadać na co chorowała. Była jednym z pierwszych ludzi na których przeprowadzono legalną eutanazję. Dziadek dużo im za to zapłacił, mówił, że nie mógł już patrzeć jak się męczy. W sumie, cieszę się, że już nie żyje, bardzo ją kochałam to prawda, ale jako osoba wierząca , wierzę w coś takiego jak "niebo" gdzie cierpienie nie istnieje. Samolot startuje za godzinę. Mama Noemi zawiozła nas na lotnisko, teraz tylko odprawa i ruszamy.
"Właśnie wystartowałyśmy" - sms-a o takiej treści wysłałam dziadkowi.
Założyłam słuchawki na uszy i oparłam się o okno, w końcu zasnęłam.
-Hej Al, obudź się zaraz lądujemy zaraz - usłyszałam nad uchem i poczułam lekkie szarpnięcie.
Bez słowa zdjęłam i schowałam słuchawki. Chwile później wylądowaliśmy. Na lotnisku czekał na nas dziadek,  przytulił nas obie na powitanie i razem poszliśmy do samochodu. Przez całą drogę żadne z nas się nie odezwało, ale chyba nikomu to nie przeszkadzało, to była taka dobra cisza. Zanim się spostrzegłam byliśmy pod domem dziadków. Zjadłyśmy, przebrałyśmy się w czarne sukienki na pogrzeb, w tym czasie dziadek przebrał się w garnitur i znów byłyśmy w samochodzie. Zapatrzona w drzewa i łąki za szybą nawet nie zauważyłam jak dojechaliśmy. Weszliśmy jako ostatni, dziadek zamknął drzwi i poszedł usiąść z przodu przy trumnie, posłusznie poszłyśmy za nim.
     Znacie to uczucie? Widzicie co się dzieje, ale nie rejestrujecie wydarzeń, jesteście w jakimś miejscu ale tak jakby was nie było? Miałam tak dziś cały dzień, od rana odezwałam się tylko raz, patrzyłam na wszystko ale nic nie widziałam, wszystko co robiłam, robiłam z automatu lub za innymi a wszystkie słowa i dźwięki dobiegały jakby z daleka. Gdy szliśmy z trumną, szłam jako ostatnia, bardzo wolnym krokiem. Gdy doszłam trumna była już w ziemi a grób zakopany. Ludzie chodzili w tą i tamtą, niektórzy na mnie wpadali, a gdy mnie już zauważyli, składali wyrazy współczucia i kondolencje, gdzie nie spojrzeć grupki starszych popłakujących pań, a gdzieś między nimi męskie głosy mówiące "Była naprawdę dobrą kobietą"
W pewnym momencie zatrzymałam się i otworzyłam szerzej oczy, stał tam. Przetarłam je i mrugnęłam parę razy, nadal tam był, i patrzył na mnie. Justin tam był, i wtedy wszystko do mnie wróciło, każdy dźwięk ze zdwojoną siłą eksplodował mi w uszach, a obrazu zaczęły się poruszać w normalnym tempie a nie w zwolnionym, tak jak wcześniej.  Uśmiechnął się szeroko, zrobił krok w przód i drogę przecięła mu jakaś płacząca staruszka. Gdy przeszła - już go nie było. Rozejrzałam się, nigdzie go nie było, za to wypatrzyłam mojego dziadka i szybo do niego podeszłam.
 - Widziałeś gdzieś może Justina? - spytałam szeptem
 - Nie, a miał przyjść?
 - Nie, nie, tak się tylko pytam - uśmiechnęłam się i odeszłam od grupy pogrzebowej. Skręciłam w pierwszą alejkę w prawo, przeszłam kawałek  usiadłam na ławce. Zamknęłam oczy i głośno odetchnęłam. Pomodliłam się w myślach za babcię i otworzyłam oczy. Siedział obok, ze wzrokiem wbitym w drzewo przed nami.
 - Świruuję - powiedziałam patrząc na niego i wywracając oczami.
 - Nie, czemu? - spytał przenosząc wzrok na mnie.
 - Justin? - Czyli jednak jestem normalna.
 - Przecież mnie już widziałaś - uśmiechnął się - musiałem iść na chwilę - wytłumaczył zniknięcie.
 - Ale co ty tu robisz?
 - Też znałem twoją babcię, pomyślałem, że dobrze by się tu pojawić - teraz spojrzał w niebo.
 - Znałeś ją wcześniej?
 - Tak - westchnął.
 - Skąd? - jakby nie mógł tego wcześniej powiedzieć
 - Bo widzisz parę lat temu...
 - Dzieciaki! Chodźcie, idziemy na obiad! -przerwał mu głos dziadka - Witaj Justin, miło mi Cię widzieć, co tam u Ciebie?
 - Później ci powiem - szepnął wstając i podbiegł do dziadka - Dobrze, a u pana, jak się pan trzyma?
Noemi już pewnie była w restauracji, więc byłam skazana na samotny spacer, ta dziewczyna kochała jeść! Mogła by jeść non stop, ja tez ale ja szybko tyję a ona i jej przemiana materii..ehh.
  Restauracja była w zasadzie koło cmentarza, więc nie szłam długo, 5 minut max.
Po wejściu, od razu zajęłam miejsce po obok Noemi.
-Wiedziałaś, że Justin przyjechał na pogrzeb? - szepnęłam siadając.
- Nie, a gdzie jest?
Rozejrzałam się po sali ale nigdzie nie dostrzegłam chłopaka, dziadka zresztą też nie. W tym momencie poczułam wibracje gdzieś w środku mojej torebki, świadczące o nowej wiadomości. Zaczęłam szukać telefonu ale za nic nie mogłam go znaleźć.gdy zwątpiłam w to, że znajdę go ręką, zaczęłam przekrzywiać torebkę na różne strony, trząchać nią a telefonu dalej nie było widać. Nie w tą stronę ją obróciłam i cała jej zawartość wylądowała na stole, wszyscy zebrani spojrzeli na mnie przestając mówić, a ja skupiłam się na nowiutkim iPhonie pływającym po powierzchni mojej zupy. Rozśmieszył mnie ten widok, co prawda nie było w nim śmiesznego ale zaczęłam po cichu chichotać. Dobrze, że obok mnie siedziała Noemi, bo sama bym nie wpadła na to żeby wyjąć urządzenie z talerza. Wytarła monitor, zdjęła futerał i wytarła serwetką resztę. Kopnęła mnie pod stołem, żebym przestała się śmiać i podała mi telefon. Na szczęście działał, przeczytałam wiadomość"

   Od: Dziadek
"zacznijcie bez nas"
Czyli Justin był z nim, pomyślałam po czym powtórzyłam to Noe.
-Dziadek prosi żeby zacząć bez niego! - krzyknęłam na tyle głośno by przekrzyczeć rozmowy emerytów. Ludzie od razu wzięli się za jedzenie zupy, ja mojej z wiadomych przyczyn nie zjadłam, chwilę potem kelnerzy wnieśli pysznie wyglądające drugie danie - piersi kurczaka z farszem szpinakowym - ulubione danie mojej babci.
 


Po zjedzeniu, każdy po kolei mówił coś miłego o babci, miało się zacząć od najbliższej jej osoby, a z powodu nie obecności dziadka, byłam to ja.
Wstałam niepewnie, zastanawiając się co powiedzieć.
-Parę dni temu opuściła nas bardzo ważna dla mnie jak i dla was osoba, moja babcia była człowiekiem któremu można było wszystko powiedzieć, powierzyć każdą tajemnicę, lub prosić o pomoc. Pomagać innym lubiła chyba najbardziej - uśmiechnęłam się pod nosem patrząc jak nerwowo bawię się palcami - chociaż sama pomocy nigdy nie chciała, myślała, że da sobie radę ze wszystkim sama i tak było, do czau aż nie pojawiło się coś silniejszego - choroba. Może gdyby wcześniej dała się zawieść do lekarza, dziś nie musielibyśmy siedzieć tu opłakując jej śmierć? - łzy zaczęły wypełnić mi oczy - Może tak, a może i nie. Może to już był czas by odeszła? Wierzymy, że w niebie jest lepiej, dlatego wydaję mi się, że to było by egoistyczne z naszej strony, nie dać jej odejść w spokoju, płakać też nie powinniśmy, bo Bóg kocha miłością tak wielką, że zwykli ludzie tacy jak my nie są w stanie jej pojąć, a kochać i być kochanym to tak, jak by z dwóch stron grzało nas słońce. Niestety pogodzić się ze stratą nie jest łatwo, nie mam rodziców, teraz nie mam też babci, ale to nie tak, że jej ze mną i z wami nie ma, ja jej poprostu nie widzę, ale wiem, że ona mnie tak, babcia umarła, ale jakaś jej cząstka żyje, w nas, w naszych sercach i pamięci i pozostanie tam na zawszę.

Usiadłam z powrotem, ludzie milczeli tępo wpatrzeni we mnie.
-Piękna przemowa - usłyszałam męski głos od strony wejścia na salę, to dziadek, szedł i klaskał, za raz za nim Justin. Inni po chwili też zaczęli klaskać. "Czyli nie powiedziałam nic głupiego" - przeszło mi przez głowę, a na twarzy pojawił się uśmiech.
_____________________________
Taki trochę o niczym, ale nie wiedziałam jak opisać pogrzeb :/
Proszę o komentowanie, to dla mnie ważne, każdy komentarz się liczy, i z góry za każdy dziękuję.
Do następnego, czyli mam nadzieję, niedługo :*

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 9

Przez całą drogę rozmawialiśmy a w zasadzie kłóciliśmy się o to czy jednorożce są przyjazne czy nie. Justin twierdził że konie z różowym rogiem, pokazywane w bajkach dla dzieci nie mogą być groźne. Natomiast ja że róg to broń, a same jednorożce to krwiopijcze potwory, dla których najlepszym pożywieniem są ludzie. I tak rozmawiając na ten bardzo mądry temat dojechaliśmy pod dom moich dziadków.
____________________________________

Już z daleka zobaczyłam wielki samochód babci na podjeździe, tylko dlaczego byli tu, przecież powinni być na Florydzie.
-Poczekaj tu, zaraz wrócę - zwróciłam się do Justina a sama wyszłam z samochodu i udałam się do domu.
-Noemi? Babciu? Dziadku? - krzyknęłam od progu ale nikt mi nie odpowiedział. Przeszłam do salonu i zobaczyłam dziadka zbiegającego ze schodów.
-Alex, słońce, na miłość Boską nie krzycz - przytulił mnie na powitanie - obawiam się, że mam złe wieści, będziecie musiały stąd wyjechać, najlepiej wracajcie do Kanady.
-Co? Ale dlaczego? - przerwałam mu w połowie zdania.
-Babcia jest chora, złapała coś na tej przeklętej Florydzie. A wiesz jaka ona jest, jak bardzo nie lubi szpitali i tego wszystkiego, leży na gorze, przyczepiona do kroplówki, przez  większą część dnia śpi i..
-Ale dalej nie rozumiem czemu mamy wyjeżdżać - znowu przerwałam mu w połowie.
-Może babcia ci to wyjaśni bo chyba jeszcze nie śpi - nie wiem czy coś jeszcze mówił, czy skończył, pobiegłam na górę tak szybko że dwa razy o mało co się nie wywróciłam. Zatrzymałam się przed uchylonymi drzwiami i tylko przez moment zawahałam się, weszłam.
Babcia leżała na łóżku, przyczepiona do kroplówki, tak jak mówił dziadek, była wychudzona i blada jak ściana. Na jej widok poczułam coś nieprzyjemnego, ale ciężko stwierdzić czy to ukłucie smutku czy odruchy wymiotne, przełknęłam ślinę i podeszłam do łóżka.
-Hej babciu - szepnęłam -jak się trzymasz?
-Hej słonko - wychrypiała z wielkim wysiłkiem - nie jest najgorzej, dziadek dramatyzuje - próbowała się zaśmiać ale zabrzmiało to trochę jak warkot starego dizla.
-Powiedział że muszę z Noemi wyjechać, czy to prawda? - widać było, że jej i tak już kiepsko wyglądająca twarz posmutniała.
-Tak słońce, musicie wyjechać, dziadek się mną zajmie.
-Ale czemu? My też chcemy pomóc... - chciałam coś jeszcze powiedzieć ale babcia mi przerwała.
-Nie, macie wakacje i nie chcę żebyście się mną martwiły, zaraz mi się poprawi, zobaczysz,  a teraz idź pomóż Noemi w pakowaniu waszych rzeczy, i może w końcu wpuścisz tego młodzieńca pod domem do środka - uśmiechnęła się i puściła do mnie oczko, również się uśmiechnęłam i bez słowa wyszłam. Skąd ona wiedziała że pod domem czeka Justin? Zastanawiałam się schodząc po schodach, poszłam otworzyć Justinowi i po krótce wszystko mu wyjaśniłam, nie wydawał się smutny po wiadomości że ja i Em wracamy do Kanady, powiedział że sam chętnie tam wróci, a gdy mu powiedziałam o dziwnym zachowaniu babci uśmiechnął się trochę i poszedł z nią porozmawiać a ja poszłam na górę do Noemi. Około 16 miałyśmy wszystko spakowane. Dziwne było tylko to że Justin dalej siedział u mojej babci postanowiłam iść sprawdzić czy nic się nie stało, stojąc pod drzwiami usłyszałam urywki rozmowy, wiem że to nieładnie podsłuchiwać ale nie mogłam się powstrzymać. Przyłożyłam ucho do drzwi i słuchałam:
" - I myślisz March że to się uda? - spytał Justin - ja się boję.
-spokojnie Justin, ona prędzej czy później się dowie, zwłaszcza że macie spędzać ze sobą dużo czasu, tylko jak już to załatwisz, pamiętaj, nigdy nie mów jej o moim sekrecie, weź klucz i 13 kwietnia za rok wiesz gdzie masz iść.
-Wiem  March i nie zawiodę cię tym razem, obiecuję, muszę już iść zaraz wyjeżdżamy.
-Dobrze, tylko bądź ostrożny
-Zawsze.
-Alex! Możesz już przestać podsłuchiwać, skończyliśmy! - krzyknęła moja babcia zza drzwi."
No ładnie, a skąd ona wiedziała że tu jestem? Co ma się Justinowi udać? O czym ma komuś nie mówić? Co to za klucz? I o co chodzi z tą datą? Dlaczego on do niej mówi po imieniu? Użył zwrotu "March i nie zawiodę cię TYM RAZEM" czyli że znał moją babcię wcześniej? To wszystko było dziwne i skomplikowane, postanowiłam nie przejmować się tym teraz.
Drzwi od pokoju babci się otworzyły i wyszedł Justin
- To rodzice cie nie nauczyli, że nie wolno podsłuchiwać? Jak wrócimy do Kanady to im wszystko wyśpiewam! - nie zdążyłam mu wyjaśnić że pośpiewa sobie najwyżej do nagrobków, bo  Justin złapał mnie w pasie i zarzucił mnie na ramię.
-Głupku puszczaj!
-A magiczne słowo?
-Idiota! - krzyknęłam i zaczęłam okładać pięściami jego plecy.
-Nie - zatrzymał się - to jest mało magiczne bo często je słyszę.
 -Prooooszę - wyjęczałam nie przestając go bić.
Zbiegł ze schodów i wywrócił się ze mną na kanapę
-Wedle życzenia - powiedział i zaczął mnie łaskotać
-Just-Justin! Sko-Sko-Skończ już! - Darłam się między napadami śmiechu.
-Coś za coś - przestał na chwilę
-Co chcesz? - spytałam próbując wydostać się spod chłopaka.
-Buziii - powiedział robiąc dzióbek. Wywróciłam oczami i cmoknęłam go w usta.
-Pięknie - cofnął się ze mnie i usiadł na kanapie.
-Nic nie powiesz moim rodzicom - powiedziałam poprawiając włosy
-Za jeszcze jednego buziaczka to faktycznie nie  - wyszczerzył się.
-Niee, poprostu nic im nie powiesz i już.
-Czemu?
-Bo...oni nie żyją  -  minęło tyle lat od ich śmierci; 12 lat a ja za każdym razem mówiąc "oni nie żyją" mam ochotę wybuchnąć płaczem, teraz też czułam jak głos zaczyna mi drgać a oczy robią się zbyt wilgotne. Spojrzałam na Justina, na jego twarzy nie było już uśmiechu, raczej smutek, a w oczach współczucie i zakłopotanie.
-Ja, ja przepraszam, ja nie wiedziałem - tłumaczył się
- Nie ma problemu, skąd mogłeś wiedzieć - uśmiechnęłam się lekko a po moim policzku spłynęła łza, Justin natychmiast ją starł. Przysunął się i mocno mnie przytulił, a ja się w niego wtuliłam i wybuchłam płaczem
-Oj! Co się stało? - Usłyszałam głos Noemi gdzieś przy drzwiach. Spojrzałam na nią tylko kątem oka, ale ona wiedziała już czemu płaczę, bo była moją przyjaciółką - Rodzice? - spytała dla upewnienia się i szybko podeszła do kanapy. -Al, spójrz na mnie - oderwałam się od Justina i przeniosłam moje zapłakane spojrzenie na nią - Oni nie chcieliby żebyś płakała, oni chcieliby żebyś była silna, żebyśmy obie były silne, racja? - skinęłam jej lekko głową a ona mocno mnie przytuliła.
_________________________
Rozdział miał być wcześniej ale miałam szlaban za oceny :p 
Potem miał być w sobotę ale rano byłam na zakupach a wieczorem na koncercie  Paul'a McCarney'a.
Proszę o komentarze do rozdziału bo sama nwm czy mam pisać czy zostawić bloga :/
Zapraszam też na mojego drugiego bloga (również o JB) sorry-life-is-brutal.blogspot.com
Do nn :*

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 8

Zgodziliśmy się z nią bo oboje byliśmy zmęczeni. Justin pożyczył mi swoją koszulką, żebym miała w czym spać. Każdy spał na swojej połowie, w wielkim łóżku królewskiego apartamentu który Justin wynajmował.
____________________________________________________________________

    Poczułam lekki wietrzyk, przez który zmroziło mi nogi. Delikatnie uchyliłam powieki i popatrzyłam przed siebie. W pokoju panował półmrok, a wiatr wiał z otwartego balkonu.
Mój wzrok skupił się na czarnej bezkształtnej masie – kołdrze – spadła. Szybko nogami ją podniosłam i z powrotem się przykryłam. Obróciłam się na bok, Justina obok nie było. Za to znad przeciwległej krawędzi łóżka wystawała dłoń z rozłożonymi palcami. Od razu skojarzyłam ją z tymi wszystkimi potworami z horrorów które wychodzą spod łóżek, ale byłam zbyt zmęczona żeby   się tym martwić. Na powrót zasnęłam.


    Ponownie otworzyłam oczy. Tym razem było nieprzyjemnie jasno. W ramach protestu przed   rażącym słońcem naciągnęłam sobie kołdrę na głowę.
- Nie, nie księżniczko, wstajemy – usłyszałam głos Justina.
- Nieeee – jęknęłam. No i tyle było z mojego protestu, Justin zerwał ze mnie kołdrę, wcześniej leżałam tak że swoim ciałem przygniatałam połowę kołdry, więc jak Justin za nią pociągnął, wykonałam nie zgrabny obrót i stoczyłam się na bliskie spotkanie z podłogą.
- Pojebało?! - krzyknęłam wstając z podłogi
- Oj Al, nie ładnie to tak krzyczeć na kogoś do kogo się całą noc tuliłam -  powiedział kręcąc głową
- Tuliło? - spytałam udając obrzydzenie
- mhmm i wiele, wieele więcej -
- Yyy...wiele więcej?
- Serio nic nie pamiętasz? Nic a nic – pokręciłam przecząco głową – to może to skojarzysz – powiedział i udając damski głos zaczął jęczeć: „Justin” „Ach Justinku” „Ja cię tak bardzo kocham”
Poczułam że się czerwienie, mama mi czasem mówiła że gadam przez sen, ale żeby tak się skompromitować??
Kiedy znów skupiłam uwagę na Justinie, zobaczyłam go w dziwnej pozycji rozpłodowej.
I czy on mi próbował wmówić że ja tak właśnie robiłam? Jeszcze jeden szczegół, przecież kiedy się obudziłam (w środku nocy) Justin leżał na podłodze. Nie zastanawiając się więcej wzięłam poduszkę i przywaliłam wstającemu z łóżka Justinowi.
- A to za co? - powiedział oburzony
- Nikt ci nie mówił że dziewczynek się nie oszukuję – uśmiechnął się głupkowato
- A tobie że z Justinem Bieberem nie zaczyna wojny – za nim zareagowałam oberwałam poduszką, oddałam mu, a on mi,i tak w kółko z naszych puchatych poduszek zaczęły wylatywać pierza.
Cofając się przed uderzeniami Justina w końcu doszłam do ściany. Odrzucił swoją poduszkę i to samo zrobił z moją. Swoje dłonie oparł o ścianę po obu stronach mojej głowy i spojrzał mi głęboko w oczy, a ja znów poczułam że się czerwienie.
- słodko wyglądasz gdy się rumienisz –
staliśmy tak chwilę w milczeniu, a on bardzo uważnie mi się przyglądał
- co robisz? -spytałam się w końcu widząc jak się uśmiecha, zaczyna bawić się moimi włosami i dalej mi się przygląda
- Sam nie wiem – powiedział dużo ciszej, zbliżył się jeszcze trochę i musnął moje usta, nie widząc sprzeciwu pocałował mnie znowu, tym razem dłużej. Odepchnęłam go delikatnie, żeby nie poczuł się odrzucony.
- Idź ty – uśmiechnęłam się i zabierając moje wczorajsze ciuchy poszłam do łazienki. Tak szczerze mówiąc ani trochę nie przeszkadzało mi jak Bieber mnie całuje, no może po  za tym że znamy się krótko i nic między nami nie ma. Uśmiechnęłam się do siebie, zamykając drzwi od łazienki. Spojrzałam w lustro i omało nie krzyknęłam z przerażenia, wyglądałam koszmarnie! Szybko odkręciłam wodę i obmyłam nią twarz co mnie trochę orzeźwiło. Weszłam pod prysznic i umyłam się hotelowymi mydełkami. Po wyjściu opłukałam jeszcze usta wodą, bo nie miałam ze sobą szczoteczki do zębów. Ubrałam się szybko, podsuszyłam włosy i związałam w niechlujnego koka. Gdy wyszłam zastałam już ubranego Justina siedzącego na łóżku. Czy on "grzebał" mi właśnie w telefonie?
-Justin?- spytałam jak gdyby nigdy nic
-Tak?- spytał nie odwracając wzroku od telefonu.
-CZEMU DO CHOLERY GRZEBIESZ MI W TELEFONIE?!!- wydarłam się na niego.
-yyy..a bo sprawdzałem godzinę?-uśmiechnął się głupkowato. Wywróciłam oczami i zabrałam mu urządzenie z ręki. Usiadłam na łużku koło Justina i napisałam do Noemi żeby się nie martwiła.
-Śniadanie!- usłyszeliśmy zza drzwi. Justin wstał i otworzył, do pokoju wiechał wózek ze śniadaniem, pchany przez pokojówkę -proszę i życzę smacznego - dygneła lekko i wyszła.
-mmmm, naleśniki - powiedział zdejmując jedną z przykrywek. Pod drugą jak się później okazało był wyśmienity krem brulee, a obok dwa kubki z gorącą herbatą. Dosłownie parę sekund p tym gdy oboje odłożyliśmy widelce do pokoju weszła Patti.
-Hej młodzi, przyszłam się tylko pożegnać - no tak, zaraz mieliśmy wracać do domku moich dziadków. - Za ile dokładnie jedziecie?- spojrzała na nas pytająco
-za jakieś 10 minut - odpowiedział jej Justin i zaraz potem ją przytulił - nie martw się nic się nam nie stanie.
-tak, tak wiem synku - dała mu buziaka w policzek i podeszła do mnie, mnie również przytuliła i pocałowała - zajmij się nim, jest jak pięciolatek - szepnęła mi na ucho a potem wymownie spojrzała na syna. - To ja już lecę, pa pa.
-pa pa - powiedzieliśmy już zamkniętym drzwiom i lekko się zaśmieliśmy.
-Chodź Alex, my też już powinniśmy wychodzić.
 -Dobrze, dobrze - wzięłam od niego jedną z jego dwóch walizek i skierowałam się do windy, a on za mną.
Przez całą drogę rozmawialiśmy a w zasadzie kłóciliśmy się o to czy jednorożce są przyjazne czy nie. Justin twierdził że konie z różowym rogiem, pokazywane w bajkach dla dzieci nie mogą być groźne. Natomiast ja że róg to broń, a same jednorożce to krwiopijcze potwory, dla których najlepszym pożywieniem są ludzie. I tak rozmawiając na ten bardzo mądry temat dojechaliśmy pod dom moich dziadków. 
__________________

Przepraszam że nudny, że bez sensu i że długo czekaliście  ale następny będzie szybciej!

@FrytaKras -zbieram na TT followy ;p

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Nowy Rozdział

Ostatnio na pocztę dostaję pytania "kiedy nowy rozdział?" więc sprawa wygląda tak że nowy rozdział jest już prawie gotowy. Czemu wcześniej go nie było? Otóż dostałam szlaban i byłam przez miesiąc odcięta od internetu o_O i tylko lekcje, lekcje i jeszcze raz lekcje! Oszaleć można! Tak że skoro widzę że dalej tu zaglądacie to 8 rozdział pojawi się już niedługo ;)

sobota, 2 marca 2013

Paparzzi

Pewnie już słyszeliście o tym co paparazzi zrobili Justinowi. "To ich praca" - mówią luzieTak? Czy ich pracą jest niszczenie komuś życia?! Zniszczyli mu najważniejszy dzień w roku, bo nie co dzień kończy się 19 lat. Mogli to zrobić karzdego innego dnia, ale nie! Musieli mu zniszczyć urodziny!
Kiedyś powiedział że zniesie hejty na jego osobę ale nie na jego rodzeństwo i jego Beliebers a oni obrazili nas wszystkich! Biedny Justin się rozpłakał :( Zadzwonił do Scootera mówiąc że on już tego dłużej nie zniesie i nie chce już tak żyć. Martwię się że przez nich możemy stracić naszego Jusina :(

___________________________________________________________________

środa, 27 lutego 2013

Rozdział 7

-Czyli, że tego chciałaś –
-O nie, tego nie powiedziałam, – ale pomyślałam…
-Ale zasugerowałaś! – Drążył
-Możemy zmienić temat? – spytałam, bo doskonale wiedziałam, że nie umiem dobrze kłamać a kto jak kto ale Justin, jest cholernie przystojny!
______________________________________________________

Resztę drogi spędziliśmy na wygłupach, żartach i opowiadaniu sobie śmiesznych historyjek i zanim się spostrzegłam wjeżdżaliśmy do hotelowego garażu.

*
-Mamo?! - krzyknął Jus wstawiając głowę przez drzwi od jakiegoś z pokoju na szóstym piętrze który wskazała nam miła recepcjonistka. Nie dostając odpowiedzi wszedł do środka i położył się na łóżku.
Ja niepewnie weszłam za nim, a on widząc mnie tylko wskazał palcem na szafkę nocną na której stało oprawione w ramkę zdjęcie kobiety o ciemnych włosach z uroczym na oko 3 letnim chłopcem na rękach.
-To ja  i moja mama - wyjaśnił siadając i biorąc zdjęcie do ręki - zawsze je ze sobą wozi na dalsze wyjazdy czy w trasy - delikatnie się uśmiechnął i odstawił zdjęcie na miejsce.
Po chwili drzwi od łazienki się otworzyły i z zaparowanego pomieszczenia wyszła tańcząc w szlafroku wysoka kobieta. Pomimo że własy miała zawinięte w turban wiedziałam ż to mama Justina. No bo kto inny?
Na nasz widok aż podskoczyła a jej kosmetyczka wylądowała na ziemi.
-Justin?!- wrzasnęła przerażona.
-Hej mamo -
-Tak, tak hej - powiedziała i zwróciła się w kierunku wyjścia, otworzyła je i do połowy wyszła. Krzyknęła tak głośno że myślałam że szyby zaraz rozsadzi - Justin wrócił!!! - po tych słowach do pokoju wbiegło z dwadzieścia osób. Pewnie ekipa Justina. Żeby nikomu nie przeszkadzać wyszłam sobie na mały balkonik. Oparłam się o barierkę i rozkoszowałam letnim powietrzem. Przez chwilę słyszałam wrzaski, jednak potem przestałam się przysłuchiwać i pochłonięta głębokim myśleniem przestałam w ogóle kontaktować z rzeczywistością.
-Alex, Alex? -usłyszałam ciche szeptanie i poczułam jak ktoś lekko puka mnie w ramie - Alex do cholery!!! - wydarł się i  potrząsnął mną tak że o mało się nie wywaliłam.
-Co?!! - wydarłam się równie głośno
-O, wstałaś - powiedział z głupkowatym uśmiechem i  wszedł do pokoju . A kto? Justin!
-To spałam? - spytałam zdziwiona. Rozejrzałam się do okoła. No tak, cała ja. Zasnęłam na stojąco na balkonie - to się nazywa talent, no nic. Podążając za Justinem weszłam do hotelowego pokoju.
Jednak pokój był pusty. Wyszłam na korytarz i w zasadzie to zaraz wróciłam. Patti akurat wchodziła i ręką pokazała mi bym została.
-Co sądzisz o Justinie?- Spytała siadając na fotelu i pokazując mi bym również gdzieś usiadła
-No wie pani...- zaczęłam
-Tylko nie "pani"- przerwała mi - czuję się wtedy bardziej stara - wyjaśniła - mów mi Patt.
-No więc, Patt...Narazie to mało wiem na temat Justina, bo krótko go znam, ale wiem już że nie jest takim zwykłym nastolatkiem, i nie mówię tu o tym że jest sławny i wogóle, tylko o tym że jest naprawdę silny, rzadko zdarzają się takie osoby... - długo tak jeszcze sobie rozmawiałam z Panią Bie... z Patt,  o Justinie, trasach koncertowych, o wszystkim, skończyliśmy na najśmieszniejszej rasie psa. Patti jest bardzo miłą osobą, i widać że bardzo kocha Justina. W rozmowie spytała się mnie czy miałabym coś przeciwko gdyby Justin zamieszkał z nami (mną i Em) bo jest jej smutno że wyjechał na "wakacje" bez znajomych i z całą ekipą. Według niej strasznie musiał się nudzić. Oczywiście powiedziałam że nie był by problemem. Chciałam go bliżej poznać...
Gdy dołączył do nas Justin, jego mama wszystko mu wytłumaczyła. Jak usłyszał że zgodziłam się go przygarnąć, zaczął skakać z radości jak małe dziecko i pobiegł po walizki.
Swoją drogą to był tu tylko te ostatnie parę godzin, bo do domu moich dziadków zawitał w dniu swojego przyjazdu do NY.
Patti przekonała nas żebyśmy zostali w hotelu na noc bo już jest późno, a ona boi się że coś się nam stanie.
Zgodziliśmy się z nią bo oboje byliśmy zmęczeni. Justin pożyczył mi swoją koszulką, rzebym miała w czym spać. Karzdy spał na swojej połowie, w wielkim łóżku królewskiego apartamentu który Justin wynajmował.

_______________________________________________
Przepraszam że tak długo nic nie dodawałam, i za to że taki krótki o niczym i beznadziejny :/ ale w następnych będzie już więcej akcji ;) i mam nadzieje że dodam szybciej xD Liczę na komentarze!